Do zamieszczenia tego wpisu natchnął mnie jeden z demotywatorów. Już wcześniej nachodziły mnie tego typu refleksje, ale dochodziłam do wniosku, że może przesadzam, że może zbytnio koloryzuje niektóre fakty. Chodzi mi właśnie o uprzejmość, czy w sklepach, czy w kasach dworcowych (podaje te miejsca, bo w Polsce to właśnie w nich raczej tej cechy nie uświadczysz). Kojarzycie te zasępione miny pań przy kasach, które nawet dzień dobry Ci nie powiedzą, no chyba, że Ty zrobisz to pierwszy, ale i tak z łaską odpowiadają. Wiem jak męcząca i mało płatna jest ta praca, ale to nie jest nasza wina, więc te trzy słowa (dzień doby, dziękuję, do widzenia) nie są chyba aż tak fatygujące, a naprawdę zmieniają nastawienie klienta. Tutaj czuję się „ważna” (a przecież moje zakupy zazwyczaj nie przekraczają 5 euro), wiem, ze jestem klientem i że to o mnie się dba. Wiem też, że to wszystko jest swego rodzaju chwytem marketingowym, ale tak czy owak muszę te zakupy robić, a oni mi tylko to uprzyjemniają.
Czytaj dalej „Dzień sto drugi, czyli lekcja uprzejmości” →